Minister Marek Gróbarczyk przywiózł ze sobą speców od „ryb” - m.in. Janusza Wronę, dyrektora departamentu rybołówstwa oraz doradców ze środowiska rybackiego. Tematem numer jeden dyskusji były połowy dorsza, która to ryba decyduje o rentowności większości kutrów.
Ale też dyskutowano o połowach łososia, czy śledzi i szprot. Rybacy przedstawili ministrowi sytuację mówiąc, że są na granicy bankructwa. Wskazywali, że Bałtyk jest przetrzebiony przez zagraniczne kutry - tzw. paszowce, które odławiają ryby na skalę przemysłową. Mówili, że bywa tak, że wypływają na połów dorszy i nic nie łowią, czy wracają z ich niewielką ilością.
- Jakby tego było mało, to dorsz jest chudy - mówili.
Taka sytuacja na Bałtyku nie jest nowością i doskonale sobie z tego zdaje sprawę minister. Dlatego zachęcał on rybaków, aby korzystali z wsparcia unijnego. Mówił też, że po 2020 roku ono nie będzie już tak znaczne. Podkreślał, że dorsz stał się rybą polityczną. Dlaczego? Wyjaśniał, że unijnym decydentom każdego roku trzeba przypominać o sytuacji na Bałtyku.
- Należy się spodziewać, że Komisja Europejska obniży na 2018 limit na połowy dorsza dla Polski - mówił minister. - Z nieoficjalnych informacji wynika, że może to być 9 procent. Ważne jest, abyście wyławiali swoje limity, a nie zwracali je pod koniec roku. Bo to jest sygnał dla Unii mówiący, że Polakom więcej nie potrzeba - akcentował.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?