Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Generał Kazimierz Sosnkowski - Pogromca „SS GERMANII”

Mateusz Kosiński
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
„Droga, która leżała przed nami, była jedyną, choćby nas zguba nieuchronna na niej czekać miała. Obowiązywała lojalność żołnierska. Trzeba było wiernością zapłacić za wierność kresowego miasta, które na przestrzeni wieków niejedną burzę dziejową, niejeden potop przetrwało, wracając zawsze do macierzy, choć zbiedniałe i okryte ranami, przecież jeszcze bardziej dumne, nieugięte i polskie” - tak próbę przebicia do Lwowa wspominał we wrześniu 1939 r. dowódca Frontu Południowego Kazimierz Sosnkowski, późniejszy Naczelny Wódz.

To właśnie podczas tej desperackiej próby dotarcia do Lwowa znajdujący się w okrążeniu polscy żołnierze pod dowództwem Sosnkowskiego, rozbijając pułk SS „Germania”, odnieśli jeden z najbardziej spektakularnych sukcesów w walce z niemieckim najeźdźcą. Sosnkowski do tej chwili przebył jednak długą drogę, pełną sukcesów, ale i goryczy odsunięcia na boczny tor.

Najbliższy człowiek Komendanta

Kazimierz Sosnkowski urodził się w 1885 r. w rodzinie szlacheckiej, dzięki której uzyskał wychowanie w tradycji patriotycznej, chociaż jego rodzice nie brali aktywnego udziału w działalności niepodległościowej. Tuż po rozpoczęciu przez młodego Kazimierza studiów architektonicznych wybuchła rewolucja roku 1905, w którą Sosnkowski aktywnie się włączył, dołączając do PPS-u. Nie motywował jednak tego socjalistycznymi poglądami, PPS imponował mu ze względu na podjęcie walki o niepodległość z bronią w ręku. W 1906 r. Sosnkowski na VII zjeździe PPS we Lwowie poznał Józefa Piłsudskiego, o którym później pisał: „czar Jego płomiennego słowa i siła argumentacji, miłość Polski przebijająca z każdego zdania, idealizm społeczny, poczucie tradycji i godności narodowej, wszystko to wywarło na mnie wrażenie porywające i na zawsze do Niego przykuło”. Sosnkowski szybko stał się ważnym współpracownikiem Piłsudskiego, wykazując zapał do pracy, ambicje i wybitne umiejętności organizatorskie. Po klęsce rewolucji uczestniczył w założeniu Związku Walki Czynnej, a później Związku Strzeleckiego, którego w 1912 r. został szefem sztabu. To dzięki pełnieniu tej funkcji na długie lata wśród współpracowników przyległ do niego pseudonim „Szef”. Po wybuchu I wojny światowej Sosnkowski został zastępcą Komendanta Piłsudskiego, odprawiał m.in. pierwszy patrol konny tzw. Beliniaków, a także wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej. Później dowodził m.in. w bitwie pod Łowczówkiem, za co został odznaczony Orderem Virtuti Militari. Po kryzysie przysięgowym aresztowany wspólnie z Piłsudskim, trafił do Magdeburga, gdzie najpierw był przetrzymywany w samotności, by po roku zostać przeniesionym do pawilonu, w którym osadzono Komendanta. Obaj wojskowi - zwolnieni w tym samym czasie – do Warszawy przybyli jednym pociągiem w listopadzie 1918 r. Po powrocie do kraju został wiceministrem spraw wojskowych (by nie poświęcać czasu na obowiązki reprezentacyjne, odmówił funkcji ministra, ale de facto resortem kierował). Był obrońcą polityki wschodniej Naczelnika Piłsudskiego, przygotowywał ofensywne plany polskiej armii, prowadził rozmowy z ukraińskimi wojskowymi oraz politykami „trzeciej Rosji” (antybolszewickiej i antycarskiej). W trakcie wojny polsko-bolszewickiej dowodził Armią Rezerwową.

Poza piłsudczykami
Po zakończeniu działań wojennych Kazimierz Sosnkowski był ministrem spraw wojskowych w rządach Wincentego Witosa, Antoniego Ponikowskiego, Artura Śliwińskiego, Juliana Nowaka, Władysława Sikorskiego i Władysława Grabskiego. Nie objął teki w drugim rządzie Wincentego Witosa ze względu na dezaprobatę Piłsudskiego dla tego gabinetu. Jednak w tym czasie Sosnkowski oddalił się od Marszałka. Różniła ich np. kwestia zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi w czasie pokoju. Sosnkowski uważał, że należało oprzeć się na modelu francuskim, z dominującą rolą cywilnego zwierzchnictwa nad wojskiem. Takie rozwiązanie budziło oczywiste niezadowolenie Piłsudskiego, który z każdym miesiącem nabierał przekonania o słabości polskiego parlamentaryzmu. Piłsudczycy traktowali Sosnkowskiego z dystansem – choć wywodził się z ich kręgu, utrzymywał kontakty z przedstawicielami wrogiej Marszałkowi prawicy - o czym może świadczyć fakt nieobecności „Szefa” w trakcie wizyty oficerów w Sulejówku w listopadzie 1925 r. Wtedy padły deklaracje wierności Marszałkowi, odczytywane jako gotowość do potencjalnego przewrotu.

Spóźniony przydział

W trakcie zamachu majowego Sosnkowski był dowódcą Okręgu Korpusu Nr VII w Poznaniu, którego żołnierze zostali wysłani do Warszawy na pomoc stronie rządowej, czemu „Szef” nie zapobiegł. Na wiadomość o zamachu stanu, usiłował odebrać sobie życie, strzelając w klatkę piersiową. Kula przebiła płuco, stan Sosnkowskiego był bardzo ciężki, a jego życie było zagrożone. Przeszedł łącznie trzy operacje, a powrót do pełnej sprawności zajął mu rok. Opinia publiczna uznała to jako akt desperacji - Sosnkowski stał przed wyborem lojalności swojemu dowódcy i wierności żołnierskiej przysiędze. Jedni uznali Sosnkowskiego za człowieka honoru, inni stawiali zarzuty symulowania samobójstwa. Obóz piłsudczykowski odebrał to jako kolejny sygnał braku lojalności „Szefa” wobec Marszałka. W okresie sanacji Sosnkowski sprawował dalej ważne stanowiska w wojsku - m.in. Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych w trakcie wyjazdów Piłsudskiego na Maderę i do Egiptu, czy angażując się w tworzenie strategii na wypadek ataku Związku Sowieckiego. Równocześnie był marginalizowany politycznie, a jego relacje z Piłsudskim nigdy nie wróciły na dawne tory. Izolacja polityczna Sosnkowskiego pogłębiła się po śmierci Marszałka. Jej efektem było to, że „Szef” został odsunięty od przygotowań wojennych przed 1939 r. Już po wybuchu II wojny światowej, Sosnkowski bardzo długo pozostawał bez przydziału. Co prawda 6 września otrzymał od Naczelnego Wodza pro pozycję objęcia stanowiska wicepremiera odpowiadającego za całokształt gospodarki wojennej, jednak nie przyjął jej, twierdząc, że wejdzie tylko do rządu jedności narodowej. Taka możliwość nie odpowiadała kręgom bliskim Śmigłemu- Rydzowi, które twierdziły, że pokazywałoby to słabość ekipy pomajowej. Sosnkowski prosił o dowodzenie obroną Warszawy, ale nie otrzymał pozytywnej odpowiedzi. Rydz nie zgodził się również - być może ze względów ambicjonalnych - na utworzenie pod dowództwem Sosnkowskiego połączonych armii „Warszawa”, „Poznań”, „Pomorze” i „Łódź”, które mogłyby związać siły wroga w okolicach Warszawy i Kutna. Brak koordynacji działań zakończył się porażką nad Bzurą.

Wyjść z okrążenia

Ostatecznie 10 września Sosnkowski otrzymał dowodzenie nad Frontem Południowym - jednak ze względu na fatalne położenie i brak możliwości kontaktu z poszczególnymi związkami operacyjnymi, ograniczyło się ono do dowodzenia Armią „Małopolska” (do 6 września Armia „Karpaty”), która znajdowała się w niemieckim okrążeniu. Pod Przemyśl dotarł drogą lotniczą, a po objęciu dowództwa aktywnie przejął inicjatywę, dążąc do starcia z wrogiem. Właśnie wtedy żołnierze Armii „Małopolska” odnieśli jedno z największych polskich zwycięstw w wojnie obronnej 1939 r. Jak do niego doszło? 15 września w miejscowości Sądowa Wisznia odbyła się odprawa dowódców jednostek wchodzących w skład Frontu Południowego. Gen. Sosnkowski, po poinformowaniu zebranych o trudnej sytuacji na froncie, miał zaproponować trzy warianty marszu: na Lwów, na północ w kierunku Jaworowa, co pozwoliłoby na połączenie z Armią „Kraków”, lub na południe, za Dniestr. Odprawę wspominał pułkownik Prugar- Ketling, dowódca 11. Karpackiej Dywizji Piechoty: „Po wypowiedzeniu swych myśli – generał Sosnkowski pytał kolejno wszystkich wyższych dowódców o zdanie, badał opinie, rozważał wysunięte przez nich zastrzeżenia. I wreszcie, gdy jak zawsze w takich wypadkach nie było zgody i jednomyślności – generał Sosnkowski oświadczył: »Ja sądzę, że trzeba dochować wierności najwierniejszemu miastu. Musimy iść na Lwów«. Generał popatrzył nam w oczy, jakby się chciał upewnić, czy jesteśmy zgodni z jego decyzją, a potem dodał: Idziemy na Lwów drogą przez Lasy Janowskie«’’. Zmierzająca w stronę Lwowa osłabiona Armia „Małopolska” w nocy z 15 na 16 września rozbiła pod Jaworowem pułk pancerny SS „Germania”, którego żołnierze nie spodziewali się polskiego natarcia. Nocne walki odbywały się na całej przestrzeni od Jaworowa do Gródka Jagiellońskiego, wynoszącej w linii prostej 25 kilometrów. Zaskoczeni Niemcy często nie zdążyli uruchomić swoich maszyn, a ci, którym ta sztuka się udała, grzęźli w zatorach na wiejskich drogach. Polacy zwyciężyli w bezpośredniej walce na bagnety. Płk Prugar- Ketling wspominał: „Strzelcy 49. pp wtargnęli już do środka wsi, siekąc i kłując bagnetem każdego, kto im się pod rękę nawinął. Odzywające się od czasu do czasu seriami strzały pistoletów maszynowych urywały się nagle, w połowie magazynków. Czuło się, że ręka, która jeszcze przed ułamkiem sekundy naciskała spust, martwieje i bezładnie opada, sparaliżowana uderzeniem kolby lub pchnięciem bagnetu. Nie słychać było żadnych okrzyków. Bój toczył się w ciemnościach i złowrogiej ciszy. Nikt nim już nie kierował – nikt o pardon nie prosił. Wrażenie było niesamowite. Toteż groza, jaka opanowała Niemców, musiała przewyższać wszystkie dotychczasowe ich przeżycia. Z takim zaskoczeniem i z takim atakiem nie spotkali się zapewne nigdy. Trupy, które oglądaliśmy później, miały wyraz straszny. Trwoga, wśród której ginęli, nie znikła z ich twarzy”. Poranek 16 września ukazał liczne porzucone działa, jaszcze, czołgi i samochody pancerne... Niestety, większość wrogiego sprzętu, tak bardzo potrzebne gorzej wyposażonym od Niemców Polakom, została zniszczona, ponieważ brakowało ludzi do jego obsługi. Jednak klęska SS „Germanii” była tak druzgocąca, że oddział ten został wycofany z frontu na tyły...

Pyrrusowe zwycięstwo

Po osiągnięciu Lasów Janowskich polskie oddziały przebijały się dalej w kierunku Lwowa, ale uniemożliwiły to przeważające siły nieprzyjaciela. Mimo sukcesów w walce z jednostką pancerną wroga, Armia „Małopolska” znalazła się w fatalnym położeniu. 22 września „Szef” został odcięty przez wojska sowieckie od resztek swoich jednostek w rejonie Brzuchowic. Kapitulacja Lwowa przed Armią Czerwoną spowodowała bezsens dalszych walk Armii „Małopolska”. Dowódca nakazał żołnierzom rozproszenie i przedzieranie się na Węgry, gdzie sam w cywilnym przebraniu zmierzał. 12 października 1939 r. przybył do Paryża, gdzie już toczyła się intrygująca gra o funkcje Prezydenta i Naczelnego Wodza. W życiu generała Kazimierza Sosnkowskiego otwierał się nowy rozdział.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Generał Kazimierz Sosnkowski - Pogromca „SS GERMANII” - Nasza Historia

Wróć na slawno.naszemiasto.pl Nasze Miasto